ďťż

Ratunku! Moja 8-latka udaje konewke!

Ratunku! Moja 8-latka udaje konewke!





ewak39 - 21-03-2005 11:26
Moja 8-letnia corka zawsze byla wrazliwa i emocjonalna, ale ja teraz juz sobie nie daje rady! Na przyklad tylko wczoraj i dzis (a zauwazam, ze jest jeszcze przedpoludnie) trzy razy reagowala na frustracje wybuchem lez... nadyma sie, gebula jej czerwienieje i tryskaja fontanny... a mnie wtedy az skreca gniew...

Wczoraj w kosciele chciala usiasc kolo kolezanek. Wydawalo sie, ze sa wolne miejsca - ale to byly miejsca rodzicow, wiec dzieci jej mowily, ze nie moze tam usiasc. Wrocila do mnie - zczerwieniala, polecialy lzy. No dobrze, ja moze nie mam za duzo cierpliwosci i dzieciaki "do pionu" ustawiam dosc zdecydowanie, ale zdaje sobie z tego sprawe i usiluje byc bardziej wyrozumiala. Przytulilam, bo tak myslalam, ze moze poczula sie odepchnieta... No dobrze, po chwili lzy wyschly. W dwie godziny pozniej w sklepie maly czteroletni Kuba chcial usiasc w wozku-samochodzie. Akurat staly na drugim koncu sklepu, ale ja chcialam tylko owoce, wiec poprosilam Nicole, zeby poszla z Kuba i przywiozla go tym wozkiem (myslac, ze jak wroca to ja juz bede przy kasie! :wink: ). Po paru minutach poszlam ich poszukac, widze - ida. Nicola czerwona i nadeta. Co sie stalo? No bo Kuba dojechal w samochodzie do wejscia i dalej mu sie odechcialo. Ryk na pol sklepu... Uuuuch... czulam, jak mi odbiega cierpliwosc dziarskim truchtem...

A dzis... zaprosila kolege do domu, juz tydzien temu. W piatek powiedziala, ze na pewno przychodzi. Logistyka takiego przedsiewziecia jest dla mnie dosc skomplikowana, bo Nicola chodzi do szkoly w miasteczku oddalonym od naszego o 25 kilometrow - zostawilismy ja tam po przeprowadzce, bo swietna szkola i ona tam byla zzyta z dziecmi. Wiec wszystkie kolezenskie wizyty musza byc skonsultowane z rodzicami, kto odwozi, kto odbiera, kiedy... No a dzis rano Nicola na moja prosbe - bo nie wiedzialam nic - zapytala Marcusa, czy na pewno przychodzi i dowiedziala sie, ze on jeszcze nie wie! :o A ze szkoly odbieralabym go po poludniu ja! To znaczy kiedy ma wiedziec??? Ja sie pytam??? No wiec powiedzialam Nicoli, ze w takim razie dzis nic z tego... no i... zczerwieniala... nadela sie...

A ja odeszlam, gotujac sie w srodku. Widzialam ja potem, jak ryczala dziarsko idac do klasy... i cholera mnie trzesla, bo z jednej strony bylo mi jej serdecznie szkoda, ale z drugiej... takie wybuchy maja miejsce dosc regularnie od dlugiego czasu i ja juz nie bardzo moge wykrzesac w sobie wspolczucie i chec przytulania... a jeszcze jakies dwa lata temu Nicola mnie radosnie poinformowala po jakims wybuchu: ja lubie plakac! :evil: :lol: :roll:

No i co ja mam robic? Czy mam zacisnac zeby i pocieszac, przytulajac? Czy ignorowac - ale to trudne... bo szkoda dzieciaka... w efekcie ja sama szarpana tymi emocjami wybucham... a potem jest mi zle...

Czy to taki etap? Moze przejdzie? Czy ktos mial jakies doswiadczenia z emocjonalnymi 8-latkami? Chociaz to nie takie proste, bo tak jak pisalam, ona tak juz ma dlugo... Jak miala 3 lata i wnieslismy tort na urodziny, z emocji tak sie poryczala... i to byl chyba poczatek...

Ratunku... sama nie wiem, co robic...





smartcat - 21-03-2005 11:56
Ja Ci Ewa bardzo wspólczuje bo jestem czestym świadkiem zachowań takich 5 i 8 letnich"konewek" i dokladnie wiem jak to jest. Rodza się ambiwalentne uczucia od wsciekłość na szkraba i współczucie. U bratanic wypisz wymaluj takie same reakcje na różne sytuacje. We mnie wzbiera gniew na to ciagłe rozbeczanie, dziadka też to wnerwia, bratowa tez wyjdzie czasem z siebie i stanie obok. Jedynie brat - siła spokoju - stara się zapanować nad sytuacją przez odwracanie uwagi dziecka od bodzca ktory wywołal płacz jakąś opowiastką czy przekupstwem ( rzadziej ). Jak sobie analizuje rózne takie sytuacje to widzę praprzyczyne w tym że dzieciaki zawsze wymusiły to co chcą czyli sa rozpuszczone jak dziadowskie bicze. Potem im troche przykrecono śrube i płaczu uzywały jako metody wymuszenia ktora czasem skutkuje czasem nie. Ale jak dzieciak już sie rozbeczy to te emocje i histeria zyją swoim zyciem ze tak powiem, bo jesli nie udało się uzyskac tego czego chiały to placzą ze złosci i frustracji. Maluchy już spostrzegły ze na mnie ich płacz nie robi zadnego wrażenia i u mnie nie wskuraja nic, wtedy ida żeby trafic na frajera ktoremu zmieknie serce. I wkońcu trafi się dziadek albo mama ktora podda się terorowi płaksy. Choc juz powolutku się to zmienia na lepsze czyli dziecko wypłacze się w pokoju u siebie ale i tak nic nie wskura. Moim zdaniem nalezy ignorowac te płacze bo w końcu do dzieciaka dotrze że płaczem nic nie osiągnie.

Ewa trzeba by szaleźć taką praprzyczyne. Akurat w tym przypadku to jest rozpuszczenie dzieci ale u Ciebie może byc coś innego. Jak sie to da określic to łatwiej mozna próbowac zaradzić jakoś. Ale ja teoretyk jestem bo bozdzietny.

Tak już na marginesie dodam ze chyba z takich małych płaczek wyrastaja kobiety płaczki, a płacz kobiet jest nie do zniesienia dla większości męczyzn, chyba że umieja wlączac mechanizm "po mnie to jak po kaczce" - ale wtedy takich odpornych kobiety nazywaja "zimnymi sukinsynami" i wkurza je ze mezczyzna przejrzał ich manipulacje.



BK - 21-03-2005 12:45
To jest właśnie taki typowo męski punkt widzenia, bez obrazy.
Brak empatii.
Chodzi o to, że ludzie są różni. Inaczej zbudowani, chudzi, grubi, jasnowłosi, bruneci. Ale to nie wszytkie różnice. Ludzie mają inną konstrukcję psychiczną. Kobiety np. na stres reagują płączem. Faceci nie są tego w stanie zrozumieć, tak po prostu jest i choćby nie wiem co, wiele kobiet po prostu zawsze się w sytuacji stresowej rozpłacze. Nie jest to efekt rozpuszczenia, i nawet gdybś taką od dzieciństwa wychowywał to i tak będzie płakać.
Moja córka ma podobnie. Od urodzenia ma swoje zdanie, w wieku dwóch lat było to bardzo dramatyczne :-? i musiałabym ją wtedy, nie wiem, katować do nieprzytomności (bić) żeby zlikwidować to "rozpuszczenie" - przyznasz że takie metody są raczej nie do zaakceptowania, ale na pewno byłyby skuteczne - pozwoliłyby osiągnąć efekt grzecznego cichego dziecka. Zamiast tego mam inteligentną córkę 8)
Ewak39 nie wiem co ci poradzić - chyba tylko reagować cały czas tak samo - nie zwracać uwagi aż może samo przejdzie, może ona po prostu już jest taka "dramatyczna" - może powinna poznać moją córkę :P zbratałyby się :)

Mam dwoje dzieci ale nie znam sposobu na zlikwidowanie "rozpuszczenia" u dzieci. Co ciekawsze, nie zna ich większość rodziców, ale znają za to doskonale ludzie którzy nie wychowują dzieci ...



smartcat - 21-03-2005 13:16

Mam dwoje dzieci ale nie znam sposobu na zlikwidowanie "rozpuszczenia" u dzieci. Co ciekawsze, nie zna ich większość rodziców, ale znają za to doskonale ludzie którzy nie wychowują dzieci ...
a w moim towarzystwie 3 małzeństwa maja ułozone dzieci i 3 małzeństwa rozwydrzone. Wiec z moich obserwacji wynika że nie większosc tylko pól na pół.
Ale podreślam ze nie wim z czego wynika taka sytuacja u Ewy dziecka tylko staram sie zwrocic uwage żeby spróbowała zastanowic sie nad przyczyna. Może byc zupelnie inna niż opisany przykład z mojego otoczenia. Np bardzo duza wrażliwośc dziecka.





Majka - 21-03-2005 13:48
Ewa, dzieci długo sie uczą konsekwencji jakie mogą nastapić po zdarzeniu.
Nie zdają sobie sprawy, jaki skutek da takie lub inne postępowanie.
Przykład z kolegą.
- osmiolatka, niedopilnowała sprawdzenia, czy kolega przekazał rodzicom. Ale cała kara skupia się na niej. Kolega jej nie odwiedzi, bo mama już nie chce :roll:
- przykład z wózkiem - dobra siostrzyczka poszła z rozkapryszonym bratem, chciała, dobrrze, ale ten paskudnik zrezygnował, no i zostawił jej problem na głowie. I jak tu wykonywac polecenia mamy?

Prawdopodobnie tak to ona odczuwa, ryczy, bo uważa, że dzieje się wielka niesprawiedliwość.

Wiem, że to trudne /sama mam dzieci w wieku 13 i 9 lat/, ale postaraj się Ewo, zrozumieć córkę. Co kompletnie nie oznacza, rozczulania się. Tylko niech te ryki, nie wprowadzają Cie w zlość.

pozdrawiam - a córa wyrosnie :D



smutna lidka - 21-03-2005 17:53
---



ewak39 - 21-03-2005 18:20
Dzieki wszystkim! Daliscie mi do myslenia - i jestem bardzo wdzieczna, bo o to chodzilo. :) Jak czlowiek jest za blisko czegos, przestaje widziec podstawowe sprawy...

Faktycznie, Nicola nie wymusza niczego placzem, chociaz np. u mojego brata jest dokladnie sytuacja, jaka opisuje smartcat. Obydwa "potwory" nauczyly sie dosc wczesnie, ze to nie skutkuje... o Kubie pisalam w innym watku, kosztowalo mnie to w jego drugim roku zycia wiele nerwow... Reaguje tak na frustracje, nie potrafi sobie poradzic z rozczarowaniem...

Probowalam obydwoch podejsc - przytulic, uspokoic (tylko wtedy trwa to wieki, bo poniewaz ona "lubi plakac", to jeszcze dochodzi przyjemnosc tego, ze mama przytuli) jak i ignorowania, odchodzenia bez reakcji, ale wtedy mam wyrzuty sumienia. No i wlasnie... moja wlasna bezradnosc i szarpanka emocjonalna powoduja, ze wybucham gniewem, a tego wlasnie chcialabym sie nauczyc unikac... A poza tym nie chce, zeby Nicola utrwalila w sobie poczucie, ze dzieje jej sie ciezka krzywda i mama ja do tego odpycha i nie rozumie... bo to zaowocuje pozniej tak, ze mi bokiem wyjdzie! 8)

Tak gwoli wyjasnienia, w sklepie juz jak ja poprosilam, zeby poszla z Kuba po ten wozek, prychala i nie chciala... ale poszla, tylko nastawiona "na nie"... A co do odwiedzin, caly zeszly tydzien pytalam, kto przychodzi i tlumaczylam, jaki jest problem z zaimprowizowanymi wizytami. Ale Majka, musze powiedziec, ze naswietlone przez Ciebie podejscie otworzylo mi oczy. Faktycznie, tego punktu widzenia nie dostrzeglam... masz absolutnie racje, ona ryczy, bo czuje, ze jej sie dzieje niesprawiedliwosc... I tak jak pisze lidka, nie daje sobie rady z emocjami...

Tylko jak ja mam takie wybuchy po dwa-trzy razy dziennie, brakuje mi sil i cierpliwosci na przekonywanie jej, ze to nie tak... Ale tak w ogole to faktycznie bardzo dobre dziecko, jest dosc odpowiedzialna i w sumie jestem z niej bardzo dumna. Wiec tak wlasciwie szukam chyba rady na wlasne reakcje...

Dzieki serdeczne za pomoc w zrozumieniu lepiej dziecka! BK, fajnie by bylo, jakby sie tak nasze cory zbrataly, moze zrozumialyby nawzajem, jak to jest jak ta druga zaczyna znienacka ryczec... :P :D



JoShi - 21-03-2005 19:20

Probowalam obydwoch podejsc - przytulic, uspokoic (tylko wtedy trwa to wieki, bo poniewaz ona "lubi plakac", to jeszcze dochodzi przyjemnosc tego, ze mama przytuli) A tak poza placzem to ja przytulasz ? Bo moze to wlasnie o to chodzi ?



ewak39 - 21-03-2005 19:53
Ech, to czesc problemu... od urodzenia (doslownie!) Nicola to przylepka... i faktycznie jej pewnie jest tych przytulanek malo... tym bardziej, ze jest jednak mlodszy brat, ktorego w koncu latwiej podniesc czy - tak jak maz - przewracac nim mlynki w powietrzu... :roll: Nicola juz swoje wazy i nie jest to takie latwe, aczkolwiek glowa do dolu czasem jeszcze zawisnie, co uwielbia... :D

No ale tak naprawde to jej jest tego ciagle malo... jak sie urodzila, maz pracowal, ja nie mialam nikogo znajomego w bezposredniej bliskosci (mowimy o Londynie... tam pojechac do kolezanki to calodniowa wyprawa, szczegolnie z dzieckiem) i czesto zdarzalo sie tak, ze dopiero jak David wracal o 6 wieczorem to moglam na przyklad zrobic herbate... pierwsza tego dnia... bo wrzaskulec nie dal sie ani na chwile polozyc, zeby nie otworzyc pyska na cala szerokosc... :roll: Balam sie, ze przepukliny maly dran dostanie!

Teraz sie moge z tego smiac, ale te pierwsze pol roku bylo bardzo ciezkie...

I ta potrzeba bliskosci i przytulania jej chyba zostala. Ale... faktycznie, chyba tego jej brakuje...



smutna lidka - 21-03-2005 20:39
---



ewak39 - 21-03-2005 21:01
Bingo!

No wlasnie, trzeba sobie porzadnie uswiadomic takie rzeczy, zeby irytacja zeszla na drugi plan i jednak tej cierpliwosci szukac w sobie, gdzie mozna... bo warto...

Tez mysle, ze duzo lepiej, ze Nicola te uczucia potrafi okazac, boje sie tylko, czy do konca to rozumiem, bo takiej sikawki jak ona to naprawde jeszcze chyba nie widzialam... byle co ja prowokuje do lez... Wiec tez i cierpliwosci trudno z siebie codzien kilka razy dziennie wykrzesac...

Tak sie zastanawiam, jak do niej trafic, ze placz nie jest panaceum na wszystko... z drugiej strony to jednak odreagowanie frustracji, lepiej, niz w sobie dusic... Ech, juz jestem pogubiona kompletnie... faktycznie, przydalby sie psycholog, tak na wszelki wypadek, zeby teraz glupich bledow nie narobic. Jezeli problem bedzie sie utrzymywal, to za rok bedziemy juz w Polsce na stale i pewnie poszukam takiej pomocy. Wole teraz szukac pomocy u psychologa, niz za kilka lat miec duzo gorszy scenariusz... brrr...



smutna lidka - 21-03-2005 21:24
---



ewak39 - 22-03-2005 17:56
Howgh! :)



BK - 22-03-2005 21:07
Moja np. potrafi się rozpłakać że nie może jeść czekolady i paru innych rzeczy (musi uważać na tłuszcz i cholesterol, kalorie, grozi jej operacja pęcherzyka żółciowego, kamica) - wmówiliśmy jej że czekolada i frytki od McDo są zabójcze dla niej
jestem wtedy bezradna - czasami to jest irytujące ale widzę że nie jest jedyną dziewczynką która mocno przeżywa :)
też chciałabym ją uodpornić na stres ale nie wiem jak



Majka - 22-03-2005 21:16
Uodpornić dziecko na stres :roll: Nie da się. Jest on częścią naszego zycia. Stykanie się z nim /stresem/ stymuluje rozwój dziecka. Trzymanie naszych pociech pod parasolem ochronnym spowoduje w przyszlości więcej złego niz dobrego. Oczywiście z tym stresem nie powinno sie przeginać, ale małe kłody, niech uczą się same pokonywać.

Przypomnijcie sobie Wasze dzieciństwo, co wyrabialismy: wspinaczki po drzewach, skoki przez strumienie, wypady na wagary :oops: . Wiem, czym to może grozić i popelniam podstawowy błąd, chronię dzieci za bardzo. Czy nie wejdą w samodzielne zycie z "bezradnościa wyuczoną" :roll:
Copyright (c) 2009 http://kleo | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.